Komentarze: 1
...wróciłam do AQILI ...
...wróciłam do AQILI ...
Zastanawialam sie dlaczego tak nie lubię świąt, dlaczego drażnią mnie przesadnie przyozdobione wystawy sklepów? Dzisiejsza droga po "coś na ząb" - co nie jest piwem:) uświadomila mi to wyraźnie, aż zebralo mi się na mdlości. Zobaczylam kobietę z wózkiem i choinką pod pachą...Pomyślalam o obowiązkowym, bo jakże inaczej sprzątnięciu mieszkania dokladniej niż zwykle, umyciu okien (niewazne ,że jest -15 stopni!!!) i innych obowiązkowych rytualach...dlaczego...? Coraz bardziej jest to święto komercyjne, na pozór rodzinne, oszukańczo cieple....nagle najbardziej nawet nie szanująca się rodzina zasiada w wieczór wigilijny przy stole i na sile sprawia wrażenie kochającej sie wspólnoty...By potem wraz z pierwszą spadającą iglą z choinki znów wrócić do "normalności" .Jakież to żalosne...Po prostu farsa! Przestaliśmy zauważać Narodziny Boga w tym święcie, wyjście do Kościola to także obowiązek dla wielu...Po co to wszystko więc? Dla oszukiwania samych siebie? Bo tak wypada,tak się przyjelo,tak nakazuje tradycja, bo ludzie tak robią, bo idziemy z owczym pędem?.... Wiem,że to kontrwersyjne podejście.Zawsze miaam tendencję do sprzeciwiania się autorytetom i panującemu porządkowi-mam bunt we krwi...Ale czy tylko to zadecydowalo o tym tak do końca...? Myślę ,że nie... I TY też pomyśl ...Pędzimy w tym do nikąd...
Ma naprawdę cudowne ciało.... delikatny zarys mięśni na plecach, silnie zaznaczoną linię kręgosłupa, cudowne jak na faceta, idealnie okrągłe, umięśnione pośladki, w które uwielbiam wbijać palce... Leżał na brzuchu. Delikatnie zdjęłam z niego ubranie, by nie krepowało ruchów, odkryłam płaszczyznę pleców i bioder, całą powierzchnią dłoni chłonęłam ich ksztatł, badałam opuszkami palców wgłebienia i wypukłości, kreując w myślach obraz..."Mogę namalować Ci coś na plecach...?"... Rozłożyłam farby, jeszcze nigdy nie malowałam na skórze... Jest cudownym materiałem, żyje pod palcami, poddaje się...ulega...chłonie kolory. Napiął mięśnie... wprawnym ruchem odznaczyłam pagórki wzniesień i doliny zalane cieniem nie docierającego płomienia świecy... "Rozluźnij się już...odpocznij, to trochę potrwa...". Pochłonęłam się całkowicie w grze palców, barw i kształtów...Farba na skórze krzepła szybciej , ale miała niesamowitą zdolność mieszania się, kropla wody i barwy odżywały gotowe na kolejna transformację... Jakby wnikało w nie drugie zycie... Niesamowite... Przypomniał mi sie pewien film... Nie mogłam już spokojnie malować...Spojrzałam na jego pośladki...objęłam je dłonią, wsunęłam rękę... uniósł biodra poddając się pieszczotom palców... delikatnie opuszczał i unosił je, wprawiając obraz w ruch ... Kolory zaczęły pulsować... Zaczęły przypływać olbrzymią falą zdarzenia z przeszłości... Było w nim coś z Niej... i to było coś ekscytującego, porywającego zmysły do obłędnego wirowania na dawno zapomnianych już orbitach podświadomości...
Poczułam go na sobie... w sobie... W obłędzie niszczyłam swoje "dzieło" rozcierając dłońmi na spoconych ciałach. Był kim chciałam... Zmieniał tożsamości... Doprowadzał mnie do obłędu, manipulując umysłem... Odwzajemniałam, wiedziałam, wyczułam ... lubił to... tą świadomą prowokację z mojej strony , poddając sie jej bez reszty ...
W życiu nie zdarzyło mi się przeżyć czegoś bardziej oszałamiającego. Długo nie mogłam dojść do siebie... Rano tylko skruszone farby na prześcieradle były jedynym dowodem czegoś, co stworzyły moje palce... a urzeczywistniły nieokiełznane zmysły....
kutryna opadła z ciężkim hukiem swojów materiału..Ciemnośc, koniec
przedstawienia...Podobało się? Dlaczego nikt nie klaszcze...?Na
widowni siedziała jedna osoba. Jej kamienna twarz nie drgnęla nawet śladem emocji , już ...żadnych.. Nie trafiła do niej przedstawiana sztuka
życia, nie uroniła żadnej łzy, nie zaśmiałą się...Ona już dawno
umarła śmiercią kamienia...Wstała i powonym krokiem ze spuszczoną
głową oddaliła sie z miejsca w kierunku drzwi...Już nic nie zdziwi
jej...nie zaskoczy, nie ma takich rzeczy na swiecie..
Kiedy mówię "kocham" to wypływa to z głebi mnie, mówie całą sobą. Swobodnie w głebi mojego jestestwa uwalniają się uczucia i płyną w kierunku muru , który budujesz słowami..."U....... j. d. s.." Słowa "kocham " są jednak zbyt mocne, nie rozwalą się z trzaskiem o ściane, tylko miękko, płynnie -jak nurek sięga dna- odbiją się od niej i zawrócą, by wbić się harpunem w mięsień Serca...Czy to boli? Nie , to kwestia przyzwyczajenia, wyrozumiałośći, spojrzenia z innej strony. Wtedy to nie harpun tylko szczepionka, która uodporni Serce. Jedno ukłucie, czerwona plamka wokół przez kilka dni i nadzieja na wytworzenie przeciwciał.... Powiedziałeś , że zapinam zmasakrowane ciało w czarny worek... a to jedynie moja asekuracja przed bólem i mam nadzieję , że uda mi się do końca zaciągnąć zamek....
O 4 nad ranem znowu bezsenna noc obudziła śpiące we mnie Dziecko. Powrócił lęk. dziecko zwinięte w pozycji embrionalnej zaczęło łkać głośno, tuląc do brzucha poduszkę.... Jak smakuja łzy o 4 nad ranem? Są trochę senne, ale mocniej wstrzasają na wpół śpiącym ciałem. Płacz Dziecka we mnie...uspakajam je budząc Rozum, budząc racjonalność, wytłumiająć emocje. Płacz... nie tłum lęku w sobie, będę podawać Ci chusteczki, przyniosę ukochaną maskotkę...może masz ochotę na gorącą czekoladę?....
Mój Kochany Rozumie"! Cieszę się, że wróciłeś do mnie. tak mi dobrze z Twoją pomocą, z twoją logiką, Twoim potencjałem inteligencji....Powiedziałam Ci kiedyś, że dzień w którym zagłuszysz Serce bedzie dniem mojej klęski, a Twojego triumfu....Nie! To dzień mojego wybawienia!
Przyznaję Ci to ... JA- "Trzeźwe" w niedzielny poranek Serce